„Moje lata z Janem Pawłem II” - prywatne zapiski rzecznika prasowego Watykanu

 

Ostatnio moją uwagę pochłonęła książka, która niedawno ukazała się nakładem wydawnictwa "Jedność". "Moje lata z Janem Pawłem II" to prywatne zapiski rzecznika prasowego Watykanu z lat 1984-2006, Joaquina Navarro-Vallsa. Niewiele osób wiedziało, że rzecznik prowadzi notatki na temat swojej współpracy z Papieżem, w których nie tylko komentował bieżące wydarzenia, ale przede wszystkim tworzył rys charakterologiczny i osobowościowy Jana Pawła II. Zapiski te miały zostać uporządkowane i przekształcone w książkę, jednak zamiary te przerwało odejście Navarro-Vallsa do wieczności. Wydano zatem notatki w stanie oryginalnym, co moim zdaniem, znacznie dodaje im autentyczności i wyrazu. 


Książka Navarro-Vallsa jest niezwykła - pisana chronologicznie, jednak z  przerwami między a jednym istotniejszym wydarzeniem. Czytelnikowi wydaje się, jakby sam zasiadał na kolacjach z Papieżem, omawiając bieżące sytuacje, komentarze prasowe, śledząc reakcje Biskupa Rzymu. Wraz z rzecznikiem Watykanu mamy okazję towarzyszyć Papieżowi w jego licznych pielgrzymkach, odkrywając ich kulisy, które dotychczas nie były znane opinii publicznej. Trudno ocenić, czy Navarro-Valls notował z zamiarem wydania swoich zapisków, wydaje się jednak, jakby zatrzymywał swoje własne wspomnienia, przemyślenia o Janie Pawle II. Papież bywa uchwycony w wyjątkowych momentach, w których niewiele osób miało okazję Go obserwować - jak podczas jego prywatnych wakacji, gdy mimo wieku i słabszych sił z uporem alpinisty chodził po górach. 

"Robi na mnie wrażenie, kiedy patrzę, jak beztrosko śpi, powierzając ster Kościoła Bogu. Dziwisz żartuje: jesteście świadkami czegoś historycznego. Któż widział Papieża śpiącego tak, pośród gór? Mówię, że to dar dla Kościoła, że Papież może spać w ten sposób."


Navarro-Valls oprócz bieżącej pracy, omawiania aktualnej sytuacji, opisuje zmagania Papieża z Jego chorobami, ułomnościami, obserwuje Jego fizyczne upadki i sposób, w jaki z nich powstaje. Papież w oczach rzecznika wydaje się być duchowym mocarzem, nie tracącym pogody ducha i poczucia humoru. Jak wówczas, gdy po wypadku Papież przebywa w szpitalu i zawisa nad Nim diagnoza choroby Parkinsona: 

"Oczywiście - odpowiada natychmiast - diabeł nie chce, żebym obchodził Rok Rodziny. Ale ja będę to robił. (...) Czasami mówią mi, że jestem kolumną. Otóż teraz jestem kolumną do góry nogami."

Szczególnym momentem, który akcentuje Navarro-Valls jest rok 1988 r., kiedy dochodzi do wyświęcenia przez abp Lefebvre czterech biskupów bez mandantu papieskiego. Rzecznik Watykanu bardzo przeżył te chwile, o czym pisze w osobisty sposób:

"Zacząłem czytać depeszę Agencji Reutera, która zawierała słowa Lefebvre'a na temat Papieża: papież heretyk, który nie ma już katolickiej wiary i tak dalej. Nie mogłem dokończyć czytania. Poczułem, że mam ściśnięte gardło, a w oczach pojawiły mi się łzy. Dziwisz poprosił mnie, żebym kontynuował. Schowałem jednak agencyjną depeszę do teczki i nie czytałem dalej. (...)
Papież był poważny. Nie wiem, co myślał, kiedy widział mój szloch. Zrobiła się dziwna cisza. Powiedział coś, powoli, o chorobie Lefebvre'a. Odpowiedziałem, że jako lekarz mogę zrozumieć chorobę, ale że również przychodzi mi do głowy, że diabeł może działać w historii poprzez chorobę."


Na wyjątkową uwagę zasługują notatki z papieskich pielgrzymek. Navarro-Valls miał nieustanny kontakt z dziennikarzami, przekazywał Papieżowi, w jaki sposób lokalna społeczność przyjmuje Jego przyjazd oraz przemówienia. Nie wszędzie Papież witany był z wielkim entuzjazmem przez władzę, jednak ludzie godzinami czekali na trasie przejazdu, by choć z daleka móc ujrzeć białą sutannę. Rzecznik zapisał w swych notatkach wiele różnych przemyśleń Papieża, treść rozmów z licznymi gośćmi podczas kolacji czy innych okazji. W książce można zatem przeczytać o teologii wyzwolenia, kapitalizmie, o Fatimie i tajemnicach fatimskich, wojnie w Sarajewie.

Z bliska i z dużym dramatyzmem ukazano ostatnie miesiące i dni, jakie na ziemi spędził Ojciec Święty. W 2003 r. bp Dziwisz zapytał Navarro-Vallsa, jak długo jego zdaniem - jako lekarza - Papież będzie mógł tak funkcjonować mimo rozlicznych chorób i ułomności. Rzecznik Watykanu odpowiedział wówczas: "Teraz problem się pojawia, dlatego że ograniczenia fizyczne są oczywiste. Równocześnie jednak nie jest poruszany, dlatego, że Bóg chce powiedzieć nam, którzy jesteśmy blisko Papieża - ale nie samemu Papieżowi, który żyje na innym poziomie niż my, że trzeba żyć zdając się na Boga, żć dniem dzisiejszym, ponieważ nie chce nam ukazać, jaki jest Jego plan. Trzeba żyć, nie myśląc o dniu jutrzejszym, który Bóg chce pozostawić w ukryciu."

Navarro-Valls z bardzo dużą drobiazgowością, ale i wyczuciem oraz osobistym wzruszeniem zdaje relację z ostatnich chwil Papieża. Wskazuje, że nie sposób zrozumieć tego bez Krzyża Chrystusowego. 

W książce znalazły się również krótkie notatki dotyczące okresu, w jakim Joaquin Navarro-Valls był rzecznikiem Watykanu za pontyfikatu Benedykta XVI - do 2006 r.


Książka stworzona z zapisków Navarro-Vallsa jest - moim zdaniem - odpowiedzią na liczną krytykę, jaką dziś w mediach i wśród wiernych, podnosi się pod adresem Jana Pawła II. Rzecznik Watykanu, mający wielką łaskę być obecnym bardzo blisko Papieża, relacjonuje Jego postawę świętości w codziennym życiu. Ujmują mnie detale, o których nie miałam pojęcia, wzrusza postawa Papieża, o którym Navarro-Valls pisze, że nigdy o nikim źle nie mówił. Od chwili śmierci Papieża Navarro-Valls pisał, że ma absolutną pewność tego, że Jan Paweł II cieszy się już chwałą nieba i sam prosi Go o różne sprawy. 

Bardzo dziękuję wydawnictwu "Jedność" za polskie wydanie książki "Moje lata z Janem Pawłem II", która stała się dla mnie lekturą szczególną, dającą mi okazję niemal namacalnego przeżywania codzienności obok Papieża. Wiem, że to książka, do której nieustannie się wraca.

________________________________________________
Książkę J. Navarro-Vallsa "Moje lata z Janem Pawłem II" można zakupić w sklepie internetowym wydawnictwa "Jedność":
"Moje lata z Janem Pawłem II"

Dokąd zmierza polska edukacja?

 

    Jestem Mamą - stale zatroskaną o dobro moich dzieci. Z niepokojem obserwuję zmiany w edukacji i pytam sama siebie, jak dobrze wychować młode pokolenie. Chciałabym, żeby nie tylko w domu, ale i w placówkach edukacyjnych wpajano im to, co dobre i piękne, to, co kształtuje, co pomaga wzrastać. Z wielką uwagą przeczytałam zbiór tekstów pod red. p. B. Nowak zatytułowanych "Dokąd zmierzamy?" wydanych przez wyd. Biały Kruk. Ze smutkiem muszę stwierdzić, że zgadzam się z wieloma postawionymi w nich tezami, podzielam niejeden niepokój. 


Nowa książka wyd. Biały Kruk to - jak pisze sam wydawca - antologia publicystyki patriotycznej. W tekstach, felietonach, wywiadach grono pisarzy, publicystów i intelektualistów porusza problemy wiary, edukacji, tradycji w kontekście aktualnej sytuacji społeczno-kulturowej w Polsce. Autorzy śmiało kreślą w nich swoje poglądy, stawiają pytania, szukają odpowiedzi, a wszystko to z odniesieniem do historii, która jak mówi przysłowie - lubi się powtarzać. 

W rozdziale pt. Wiara odnajdziemy dwa teksty dotyczące spuścizny św. Jana Pawła II, Jego zasług dla Małopolski oraz całej naszej ojczyzny. Poruszono w nich także kontekst trwającej od jakiegoś czasu kampanii medialnej, mającej na celu podważenie autorytetu i umniejszenie zasług Papieża. Na uwagę zasługuje także tekst pt. "Duchowa odsiecz', który mówi o tym jak wbrew powszechnej laicyzacji katolicy zbierają się na modlitwach różańcowych, pokutnych procesjach, a także organizują inne formy mające na celu modlitewną ochronę Polski i Polaków. 

Szczególnie poruszył mnie rozdział o edukacji, w którym wskazano, jakie niebezpieczeństwa niosą za sobą kolejne reformy systemu edukacji w Polsce. Wielkie wrażenie zrobił na mnie wywiad z p. Barbarą Nowak, byłą małopolską kurator oświaty pt. "Posyłacie dzieci do szkoły i nie wiecie, co im kładą do głowy."


P. Barbara Nowak, która stała się w ostatnich latach niemal symbolem walki o wychowanie patriotyczne, ostrzega przed modelem edukacji, jaki na naszych oczach zaczyna być budowany. 

"Rzeczywistość szkoły po transformacji ustrojowej, w czasie zachwytu nad tzw. nowoczesnym Zachodem, zaowocowała modelem "produkcji" uczniów myślących schematami. Kształtowano testami podobnie myślących ludzi. Jeśli ucznia udało się dobrze wyćwiczyć według tego schematu, to dobrze zdawał maturę, bo wbijał się w tzw. klucz. Uczniowie samodzielnie myślący przegrywali. Wystawali poza ramy i niestety byli karani gorszymi ocenami."

Zgadzam się z tym w pełni, ponieważ sama jestem ofiarą takiego systemu edukacyjnego. Zawsze byłam poetycką, artystyczną duszą, a język polski był jednym z moich ulubionych przedmiotów. Brałam udział w licznych olimpiadach i konkursach, zatem jakie było moje zdziwienie, gdy w liceum rozpoczęłam przygotowania do matury. Okazało się, że bardzo niewiele punktów otrzymuję z maturalnych wypracowań, zwłaszcza w kategorii "Treść." Wydawało mi się zbędne pisanie rzeczy oczywistych, wolałam rozwodzić się na głębią ducha i charakteru bohaterów literackich. Tymczasem okazało się, że absolutnie konieczne jest to, by napisać, że miał pięcioro rodzeństwa, ale już za wskazanie przymiotów jego intelektu nikt mi nie przyznał nawet jednego punktu.
Cierpiąc wewnętrznie nauczyłam się pisać "pod klucz", ale obiecałam sobie, że nigdy nie pozwolę odebrać sobie samodzielnego, twórczego myślenia.

P. Nowak wskazuje też, że system polegający na jednakowo myślących osobach poszedł jeszcze dalej:
"Pomysł jest taki, aby każdy z uczniów odczuł, że nie ma nikogo nad sobą, nie ma zobowiązań wobec rodziny, społeczeństwa, narodu, państwa. Nie musi słuchać również nauczyciela. A więc nauczyciel nic nie może uczniowi nakazać. Uczeń ma poczuć, że nie istnieje żaden przymus, nie musi podporządkować się żadnemu autorytetowi, ma prawo sam o siebie we wszystkim stanowić. A każdy z nas przecież, nawet młodzi ludzie dzisiaj, wspomina jakiegoś swojego mistrza, znaczącą osobę, która istotnie i pozytywnie wpłynęła na jego życie."

"Próbuje się kształtować jednocześnie uczniów i nauczycieli - z usuwaniem rodziców jako osób, które mają konstytucyjne prawo decydować o dziecku, szczególnie o jego wychowaniu (...)
W procesie tym najważniejsze i najprostsze jest wejść do szkoły i powiedzieć uczniowi: rób, co chcesz. Ubieraj się, maluj, tatuuj, farbuj włosy itd wedle swoich upodobań, bo jesteś wolny, a uczyć się nie musisz."

Jeszcze niedawno myślałabym, że to może przesada, dopóki nie posłuchałam wypowiedzi resortu edukacji i nie przeczytałam praktycznego przewodnika do rozporządzenia dotyczącego zniesienia obowiązku prac domowych. Dowiedziałam się z nich, że to szkoła jest od edukacji, a rodzice tak naprawdę nie powinni się interesować tym, co uczeń robi. To szkoła ma wszystkiego dziecko nauczyć, by rodzic nie miał w domu już kłopotu. Wtedy właśnie zapaliła mi się czerwona lampka. 



Bardzo polecam wszystkim - zwłaszcza rodzicom - zbiór tekstów pt. "Dokąd zmierzamy." Wskazano w nich bardzo cenne konteksty historyczne - tego, jak rozwijało się w Polsce przez wieki wychowanie patriotyczne, wspomnienia jeszcze niedawnych zabaw dzieciństwa, a także zwrócono uwagę na niezwykle dziś istotną kulturotwórczą rolę rodziny. 

Tak wiele bowiem zależy przede wszystkim od nas, rodziców. Dzisiaj to najbardziej na nas spoczywa odpowiedzialność, by nasze dzieci poznały dramatyczną, lecz jakże chlubną historię naszej ojczyzny, by nauczyły się pisać piękną polszczyzną, znały prawdy wiary i Katechizm. Nikt nie zrobi tego za nas, a mam nadzieję, że nie doczekamy tych czasów, by przekaz z domu i szkoły był zupełnie niespójny. Trzeba nam jednak czuwać i stać na straży - bo tu nie chodzi o idee ani o politykę - chodzi o przyszłość naszych dzieci i naszego kraju dla następnych pokoleń.

_______________________________________________________
Książkę pod red. B. Nowak pt. "Dokąd zmierzamy" można zakupić w księgarni internetowej wyd. Biały Kruk
"Dokąd zmierzamy?"

"I że Cię nie opuszczę..."

 W 2023 r. do polskich sądów okręgowych wpłynęło ok. 81 tysięcy pozwów rozwodowych. To o 3% więcej niż w 2022r. Biorąc pod uwagę fakt, że coraz mniej par decyduje się na zawarcie małżeństwa, widać jak potężna jest skala tego dramatu. Bo rozwód jest zawsze dramatem dla całej rodziny.


Wsród tych rozwodzących się par jest wiele takich, które zawarły coś więcej niż tylko kontrakt cywilny. Rozstają się coraz częściej ludzie, którzy przysięgali sobie biorąc Boga na świadka, że nie opuszczą się aż do śmierci. Trudno oczekiwać, że jakikolwiek sąd świecki będzie nas w stanie zwolnić z tej przysięgi. Choć dwoje osób nie ma już wspólnego majątku, nie mieszka z sobą, a nierzadko nawet nie rozmawia, to łączy ich pieczęć, która powstała aż do końca ich ziemskiego życia. 

Nie mam zamiaru nikogo osądzać ani oceniać, bo okoliczności życiowe mogą przecież być bardzo różne, dlatego Kościół dopuszcza separację, mając świadomość tego, że czasem rozstanie jest najlepszym wyjściem w danym momencie. Jednak coraz częściej wydaje się, że mamy do czynienia z sytuacją, o której mówił bez ogródek bł. Kard. Stefan Wyszyński:

'Trudności w życiu rodzinnym należy pokonywać, opanowując egoizm i miłość własną, a nie uciekać <<boczną furtką>> rozwodów. Tak wiele osób ucieka, tym ułatwionym wyjściem, porzucając swe obowiązki, zawiedzione żony, płaczące dzieci; dając przykład tchórzostwa, samolubstwa, wygodnictwa."


Każdy człowiek, który nosi się z zamiarem rozwodu powinien przyjrzeć się sytuacji duchowej- przede wszystkim swojej, a także swojego małżonka. Na ile ja nie mam sobie niczego do zarzucenia i na ile i czy w ogóle korzystałam w swoim małżeństwie z mocy sakramentu? Prymas Wyszyński powiedział: "Chrystus umocnił święty charakter małżeństwa, nadając mu charakter sakramentu. Dzieło swoje uświęcenia małżeństwa zaczął już od tego, że sam zapragnął mieć rodzinę na tej ziemi. (...) W tej Rodzinie, związanej prawdziwym węzłem małżeńskim, był sam przedziwnym sakramentem, był węzłem miłości między Małżonką Maryją a Jej Oblubieńcem Józefem. Stanął pośrodku Rodziny Nazareńskiej i był jej sercem, duchem, celem i światłem."

Dlaczego tak często psują się małżeństwa? Bo nie umieszczamy w ich centrum Chrystusa. Ślub kościelny, bo taka ładna oprawa, stary kościół, piękny śpiew, wyjdą śliczne zdjęcia. Na Mszę Świętą idziemy od święta jak tradycja nakazuje. Nie ma wspólnej modlitwy małżeńskiej, nie ma przestrzeni na szczerą rozmowę, na służbę jeden drugiemu, bo mamy tylko i wyłącznie własne oczekiwania... 
Tymczasem jesteśmy tylko ludźmi i jeśli ktoś zawierzy w 100% drugiej osobie, zawsze się zawiedzie. Każdy z nas upada, lecz tylko z Bożą pomocą potrafimy powstawać. Jeśli jednak Boga nie prosimy o pomoc, stawiamy siebie na pierwszym miejscu i jakże wielkie bywa z czasem nasze rozczarowanie. 

Często mówimy, że mamy prawo do szczęścia. Czy wiemy, że jest prawo, do którego mają nasze dzieci - a jest nim prawo do rodziny. Kardynał Wyszyński powiedział:
"Rodzina istnieje przede wszystkim dla dziecka. Rodzina jest przyrodzoną potrzebą dziecka. Z tej potrzeby rodzi się prawo dziecka do rodziny. (...) Prawo to jest świętsze i silniejsze niż jakiekolwiek inne prawo. Prawo dziecka do rodziny jest świętsze niż prawo rodziców do osobistego szczęścia i wygody."

Tak wiele dzieci wychowuje się dziś w niepełnych rodzinach. Z pozoru wszystko jest z nimi w najlepszym porządku, funkcjonują bez zarzutu, widując z obojgiem rodziców. Jednak coś od samego początku ich życia zostało im odebrane - jakiś wzorzec, jakiś przykład, którzy złośliwi nazwą konserwatywnym i średniowiecznym. Gdy się nad tym pochylimy głębiej, zobaczymy, że ktoś te dzieci wyrwał z ich Nazaretu... Czy odnajdą go jeszcze kiedyś?


Jak zapobiec rozwodom? Po ludzku jest to niemożliwe. Dwoje ludzi są czasem tak różni, że ich wspólne funkcjonowanie staje się nie do zniesienia. Wtedy trzeba się odwołać do Najwyższej Instancji. 

"Wasza rodzina, z Boga poczęta, ma mieć Boga w swym łonie. Musicie więc dbać o dobro rodziny, o to, by Bóg był nie tylko jej Gościem, ale Obywatelem i Ojcem. (...) Niech rodzina chrześcijańska ma obyczaje katolickie: niech zaczyna dzień od modlitwy, a zwłaszcza pamięta o wspólnej modlitwie wieczornej, kiedy łatwiej jest wszystkim zebrać się razem. Niech mąż, żona i dzieci klękają do wspólnej rodzinnej modlitwy."

Co jeśli jedno z małżonków zbłądziło, a drugie bardzo pragnie uratować ten związek? Módlcie się mocą sakramentu małżeństwa o uwolnienie swojego współmałżonka od zniewolenia, od grzechu. Niewielu ludzi wie, że modlitwa małżonków za siebie jest potężnym egzorcyzmem, która w oparciu o Bożą łaskę udzieloną podczas ślubu potrafi być silniejsza od wszelkiej słabości i kryzysów. 

Tylko nie idźmy boczną drogą. Zawsze jest lepsze wyjście.


________________________________________________________
Zdjęcia do niniejszego tekstu powstały przy wykorzystaniu fotografii zamieszczonych w publikacji R. Łatki, B. Mackiewicz, ks. D. Zamiatały pt "Kardynał Stefan Wyszyński 1901-1981", Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2019.

Sercem Słuchająca - rozważania Litanii do Niepokalanego Serca Maryi

 

Od jakiegoś czasu bardzo intensywnie rozmyślam nad tym, jak modlić się sercem. Jak sprawić, by mimo nieuniknionych rozproszeń modlitwa była czymś więcej niż tylko pobożnie wypowiedzianymi słowami, by była ona sensem i treścią naszej codzienności. Jakie było moje zdumienie, gdy ujrzałam propozycję modlitewnych rozważań wydanych przez Edycję św. Pawła pt. "Sercem Słuchająca". Skoro Maryja potrafi słuchać sercem, to tylko Ona może nauczyć nas tak się modlić. 


W maju najpopularniejszą modlitwą jest Litania Loretańska. Znacznie mniej osób wie o tym, że istnieje równie piękna Litania do Niepokalanego Serca Maryi. W książce s. Anny Marii Pudełko i ks. Jerzego Jastrzębskiego zaproponowano rozważania do wezwań tej właśnie mniej znanej litanii. Matka Boża jest w niej nazywana m.in. naczyniem Ducha Świętego, otchłanią pokory, tronem chwały czy stolicą miłosierdzia. Każde z tych wezwań zostało zgłębione w formie dialogu Serca Matki z Sercem dziecka. Taka propozycja umożliwia nam głębsze zrozumienie słów, które wypowiadamy, a także uświadomienie sobie, co tak naprawdę zawdzięczamy Maryi w naszej drodze do Jej Syna. Na zakończenie każdego z krótkich rozdziałów znalazło się miejsce na osobiste zapiski - mój dialog z Sercem Matki. W książce zamieszczono również inspirujące cytaty - mnie najbardziej poruszyły słowa św. Jana Pawła II:

"Normalnie dzieci uczą się od serca matek, ale z czasem także matki zaczynają uczyć się od serca dzieci. Sprawdziło się to w sposób wyjątkowy, nadprzyrodzony, boski, między dwoma Sercami: Jezusa i Maryi, Maryi i Jezusa. Oto mamy Serce doświadczone, głęboko znające tajemnicę Najświętszej Trójcy, plany Boże, Serce znające tajemnicę stworzenia w świetle tajemnicy odkupienia. Serce najbardziej doświadczone."


Rozważania Serca Matki są w całości oparte na fragmentach Ewangelii. Dotykają one głęboko ludzkich rozterek konfrontując je niejako z Bożym planem zbawienia. Maryja nieustannie pokazuje nam na przykładzie swojej własnej drogi, jak powinniśmy iść w swoim życiu, by się nie zgubić. Kto zna nas lepiej niż nasza Matka? Kto lepiej nam doradza, kto bardziej się troszczy, kto najlepiej umie pocieszyć? Czyje słowa przynoszą nam najwięcej otuchy?

"Nie sztuką jest wybierać sobie umartwienia według własnego upodobania. Największą radość sprawia Bogu przyjmowania z ufnością tego, co spotyka nas każdego dnia w duchu miłości. Mój Syn Jezus nie wybierał sobie krzyża, został Mu dany. Ja też nie wybierałam sobie, jak będzie wyglądał zapowiadany mi miecz boleści... 
Ile razy i ty stajesz bezradny wobec wydarzeń, wobec cierpienia, niesprawiedliwości czy zła. Czasami możesz coś uczynić, a czasami absolutnie nic. Jednak zawsze możesz wybrać w sercu postawę, z jaką chcesz tę sytuację przeżywać. I zawsze możesz jednoczyć swój ból, cierpienie i bezradność z Sercem Jezusa i moim Niepokalanym Sercem. Kiedy tak czynisz, nadajesz sens zbawczy cierpieniu, które samo w sobie nie ma sensu."


Rozważania napisane przez s. Annę Marię Pudełko i ks. Jerzego Jastrzębskiego są piękną propozycją modlitewną nie tylko na maj, ale na każdy czas, w którym chcemy zbliżyć się do Matki Bożej. Jest w nich przestrzeń do tego, by wejść z Maryją w prawdziwą przyjaźń i dzięki Niej nauczyć się, jak być bardziej pokornym, uważniej słuchać i mocniej kochać. Nie jest to książka, ot, po prostu, do przeczytania, ale raczej do przemyślenia i przemodlenia.

_______________________________________________________

Książkę można zakupić w Księgarni Edycji św. Pawła
"Sercem Słuchająca"

Matka nie tylko na miesiąc

 

Niedawno powitaliśmy nowy, piękny miesiąc maj, który w szczególny sposób poświęcony jest Matce Bożej. Śpiewamy w nim Litanię Loretańską czy to w kościołach czy przy przydrożnych kapliczkach, wśród kwitnących kwiatów i w akompaniamencie śpiewających ptaków. Wszystko to jest piękne i bardzo mi bliskie, bo moja duchowa droga jest bardzo Maryjna. Matka Boża jest jednak mistrzynią konkretu i chce być naszą Matką nie tylko na jeden miesiąc. 



Od dawna wydawało mi się, że chodzę po ścieżkach Matki Bożej. Od kilku lat oddałam się Jezusowi właśnie przez ręce Maryi. Jednak wiele jest we mnie nadal takich sfer, w których trudno jest mi naśladować Maryję. Moje serce często buntuje się przed przyjęciem niesprawiedliwej oceny, przed utratą czegoś, co - jak mi się wydawało - miało dla mnie wartość. Tyle, że Maryja uczy nas patrzeć swoimi oczami, a w Jej perspektywie prawdziwą wartość mają zupełnie inne sprawy. Bł. Kard. Stefan Wyszyński powiedział: 

„Dzisiaj świat kobiet przeżywa ogromną ewolucję. Coraz więcej mamy kobiet z dyplomami akademickimi, wyspecjalizowanych, oddających kulturze światowej wielką przysługę, dzięki właściwościom duszy kobiecej, jakimi są: subtelność, wnikliwość, sumienność. Ale człowiekowi współczesnemu potrzeba przede wszystkim serca! Najbardziej dyplomowana matka, ale bez serca nie potrafi wychować dzieci, nie spełni swych zadań rodzinnych. Młodemu pokoleniu - przyszłości Narodu, potrzebne jest serce Matki.”


Tak często śpiewamy o Maryi, odmawiamy różaniec i jakby zamyka się jakaś przestrzeń w naszym sercu. Wracamy z powrotem do naszej codzienności, która nie ma nic wspólnego z sacrum i jesteśmy, jacy jesteśmy. Uspakajamy sumienia dłuższą lub krótszą modlitwą, a nasze życie płynie w zupełnie innym rytmie. Tymczasem Maryja pragnie, abyśmy zaczęli naśladować Jej styl. Nie chodzi tylko o pół godziny dziennie, ale o cały nasz dzień, o każdą jego sekundę. O rozpoczęcie go znakiem krzyża, wychwalanie Boga w każdej czynności, o subtelny przykład dla dzieci w różnych życiowych sytuacjach, o naszą codzienną postawę, o ton naszego głosu, o godność naszego ubioru, o umiejętność przyznania się do błędu, o przebaczenie, dziękczynienie. I tak każdego dnia.


Kiedy uświadamiamy sobie, o co tak naprawdę chodzi w szkole Maryi, na początku może być nam trudno to przyjąć. Mnie nie było łatwo i dziś widzę, jak wiele czasu straciłam na szamotaninę z samą sobą. Prawdziwe oddanie Maryi oznacza zgodę na różne zmiany w naszym życiu, które jednak zawsze wychodzą nam wyłącznie na dobre. Skoro Maryja jest naszą Matką to musimy zdać sobie sprawę z tego, że ona nas wychowuje. Nie tylko nas pociesza, ociera nam łzy, opatruje rozbite kolana i serca. Ona przede wszystkim dba o to, byśmy się nie pokaleczyli, nie wpadli w zło, nie zamknęli drogi do nieba. 

Gdy Maryja staje się tak bliska, wówczas uczy nas modlić się sercem. Słowa „Pozdrowienia Anielskiego” nie są już tylko wyuczoną i wyrecytowaną pobożnie formułką, ale rytmem naszej codzienności, w której dyskretnie przesuwamy kolejne paciorki różańca. 

Kościół służący według Pasterza Tysiąclecia

 Kiedy myślę o Dobrym Pasterzu oprócz Najlepszego z Pasterzy, Jezusa Chrystusa, przychodzi mi na myśl bl. Prymas Wyszyński. Szczególnie mam przed oczami zdjęcie z owieczką, które zrobiła Marysia Okońska. 

Dziś, w Niedzielę Dobrego Pasterza myślimy, mówimy, czytamy o pasterzach, a Prymas nieustannie powtarza: być duszpasterzem to znaczy służyć. 


W Uroczystość św. Józefa, 19 marca 1971 r. Prymas tak mówił do alumnów Seminarium w Gnieźnie:

„Tyle mówi się dzisiaj o konieczności służenia i spieszenia z pomocą. Kościół służący, Kościół obecny w świecie współczesnym (…) Nie ma takich spraw, które mogłyby być nam obojętne! Z każdą sprawą wiąże się człowiek, jego męka, ból, cierpienie. Każda sprawa może go zbawiać lub też zepchnąć na potępienie. Każda jest podobna do kubka wody, kromki chleba lub ubrania, którym okrywamy nagiego. 

Musimy dzisiaj kształtować się nie na ludzki wielkich, popularnych, cenionych, chwalonych, ale na skromnych, wrażliwych na każdego człowieka, gotowych do służby.” 

Prymas wskazuje piękną definicję duszpasterza - oto zostawia on stado i idzie w poszukiwaniu swojej zaginionej owieczki. Jego owce znają go, bo jest blisko ludzi. Nie ma dla niego sprawy nieważnej, nieistotnej, błahej. On jest stale na służbie. Nie tylko w godzinach kancelarii parafialnej, nie tylko od A do Z. Kapłan Chrystusowy jest zawsze gotów nieść innym Boga. 

„Jeśli ktoś z was myśli o karierze w Kościele Bożym, tutaj jej nie zrobi. Jeśli ktoś zbyt ceni siebie, nie doceni innych. A jest powołany do tego, aby innych docenić, zauważyć, dostrzec, usłużyć.”

W kwietniu 1971 r. Prymas mówił w Gnieźnie: 

„Gdy już żadnemu słowu zaufać nie można, bo słowa okazały się kłamliwe, pozostaje jeszcze Dobra Nowina, której jesteśmy głosicielami. Nie możemy tego obowiązku zaniedbać. Tyłu jest głodnych Słowa Bożego i często nie ma, kto by go ułamał. A więc przede wszystkim - służba Słowu, by ono biegło, promieniowało, oświecało, dodawało otuchy; służba Słowu choćby wypadło dla Imienia Jezusowego, które przepowiadamy zniewagę ucierpieć. (…)

Dużo mówi się dzisiaj o tym, jaki powinien być kapłan współczesny. Zdaje się, że ludzie nie oczekują od nas niezwykłej mądrości, choć mamy doktoraty i dyplomy akademickie. Oczekują jednego: aby nauka nasza była „tak - tak”, „nie - nie”.

Prymas z pewnością był prorokiem nadchodzącej epoki. W pełni zdefiniował to, czego ja sama oczekuję od duszpasterzy: prawdy. Na jej straży kapłani zostali postawieni i jej nie mogą się przeciwstawić. Nauka Kościoła od lat jest tak naprawdę niezmienna co do istoty. Jeśli chodzi o nauczanie o małżeństwie, rodzinie, w służbie życiu - przykazania są i były te same. Dziś jednak obserwujemy niepokojące rozmiękczenie Ewangelii, tłumaczenie grzechu i nazywanie go wyborem lub wolnością. Tymczasem Jezus nigdy nie potępiał człowieka, lecz zawsze stawiał warunek: idź i więcej nie grzesz. 

Tego oczekując od księży, trzeba nam nieustannie modlić się za kapłanów - tych dzisiejszych, tych, których mamy, by pociągali za sobą kolejne dusze. Bo jeśli zabraknie nam kapłanów, kto będzie nas szukał, gdy się zagubimy? 

Służąca czy królowa?

Moje ostatnie rozmyślania koncentrują się wokół służby innym, która może być tak różnie rozumiana i interpretowana. Ujęły mnie słowa ks. Dolindo Ruotolo, które pochodzą z maleńkiej, lecz niezwykle bogatej w treść książeczki „Jezus do serca mam”: 

„Twój dom wymaga nieustannej pracy. Jesteś zmęczona i wydaje ci się, że już dłużej nie wytrzymasz. Twój mąż, Twoje dzieci , wszyscy domagają się twojej pomocy, twojej opieki. Masz wrażenie, że stałaś się ich służącą. 

Jeśli sarkasz, jeśli gderasz, jeśli się złościsz to tak… 

Jeżeli kochasz i dajesz z siebie z bezgranicznym poświęceniem nie jesteś służącą, lecz królową swojego domu…” 


Co tak naprawdę oznaczają te słowa? Czasami największe znaczenie ma nie to, ile dajemy z siebie innym, ale jaką mamy intencję. Każdy z nas codziennie ma całe mnóstwo obowiązków. Nie żyjemy tylko dla siebie, lecz przede wszystkim dla drugiego człowieka. Dbamy o nasze dzieci, współmałżonka, rodziców, bliskich, podopiecznych. Płomień naszej duchowej świecy bardzo szybko się spala i tak często odczuwamy syndrom wypalenia. Bywa, że jesteśmy zmęczeni i postrzegamy służbę jako coś negatywnego - niczym jarzmo zbyt ciężkie, by je dalej nieść. Ojciec Dolindo zauważa, że praca na rzecz drugiego człowieka może być nieznośna, jeśli nie będziemy mieć w sobie miłości. Pozwalając na to, by zwyciężyły w nas pretensje, utyskiwania, wyrzuty, tracimy sens naszej ofiary. 

Mamy w Polsce piękny przykład błogosławionej, która całe swoje życie spędziła jako służąca. Bł. Aniela Salawa powiedziała kiedyś: "W każdych warunkach życia ziemskiego zbawić się można - trzeba tylko chcieć."

W biografii bł. Anieli Salawy czytamy takie słowa: "Nawet kanonizowani święci w Kościele katolickim nie przez to się zbawili, że dokonali tyle nadzwyczajnych czynów albo że podziwiamy w nich wyjątkowy stopień wspaniałego heroizmu, ale dlatego, że w swym życiu codziennym zawsze i we wszystkich szczegółach swego postępowania, nawet w tych najmniejszych, najbardziej niepozornych, starali się wypełnić przede wszystkim Boże prawo, przykazania, że umieli życie swe dostosować do woli Bożej."


Pewna bardzo mądra Osoba zwróciła niedawno moją uwagę na niezwykłe i zupełnie niecodzienne powiązanie dwóch kobiet - bł. Anieli Salawy, służącej i św. Jadwigi - królowej. Podczas homilii w czasie Mszy Świętej beatyfikacyjnej Anieli Salawy w Krakowie, 13 sierpnia 1991, papież Jan Paweł II powiedział niezwykłe słowa:

"Niech się zjednoczą w naszej świadomości te dwie kobiece postaci: królowa i służąca! Czyż całe dzieje świętości chrześcijańskiej, duchowości budowanej na ewangelicznym wzorze, nie wyrażają się w tym prostym zdaniu: Służyć Bogu to znaczy królować. Tę samą prawdę wyraża życie wielkiej królowej i życie prostej służącej."

Gdy po raz kolejny robię pranie, siedzę przy łóżku chorego dziecka czy do późna sprzątam, nachodzą mnie czasem różne myśli. Kiedyś wkradała się tam gorycz, poczucie jakiegoś niezrozumienia, lecz dzisiaj wiem już, że każda, nawet najmniejsza rzecz, oddana Bogu z miłością, może być krokiem na drodze do zbawienia. Jeśli robimy coś dla innych z przymusu, bez naszej wewnętrznej zgody, jesteśmy naprawdę jak służący, oczekujący wynagrodzenia. Kiedy jednak nasza ofiara jest darem serca, odpłacić za nią może nam tylko Bóg.