"Kładę przed wami życie i śmierć..."

 

Dzisiaj w polskim Sejmie rozpocznie się debata dotycząca czterech projektów ustaw - każdy z nich w mniejszym lub większym stopniu liberalizuje aktualnie obowiązujące przepisy dotyczące przerywania ciąży. Może potrzeba zatem przypomnieć, że nie jest to kwestia nowa w polskim środowisku społeczno-politycznym. Mieliśmy już w Polsce legalną aborcję niemal na życzenie i chciałabym napisać do czego to doprowadziło i co na ten temat mówił bliski mojemu sercu Prymas bł. kard. Stefan Wyszyński.


27 kwietnia 1956 r., komunistyczny Sejm PRL przyjął ustawę o warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, która zniosła ochronę prawną dzieci przed narodzeniem. Przed jej przyjęciem w Sejmie również miała miejsce debata. Co wówczas mówili posłowie? Poseł Ludomir Stasiak mówił, że ustawa to „rozbijanie ciemnogrodzkiej opinii”, a poseł Edmund Osmańczyk wskazywał, że jej przyjęcie oznacza „nadanie kobiecie praw decydowania o sobie”. Przeciw ustawie głosowało jedynie 5 posłów związanych ze środowiskami katolickimi. Posłowie ci udali się do Prymasa Stefana Wyszyńskiego, kiedy już został uwolniony z internowania. Skarżyli się Prymasowi, że na nic zdał się ich sprzeciw, a głosowali przeciw, bo są przecież katolikami. Prymas odpowiedział im w sposób zadziwiający,
jak wspomina p. Anna Rastawicka z Instytutu Prymasowskiego: 

"Prymas odpowiedział im wtedy, że to nie jest właściwe ustawienie problemu. Jego zdaniem powinni głosować przeciw, ponieważ są ludźmi. Kardynał Wyszyński uważał, że prawo do życia nie wynika jedynie z Dekalogu, lecz jest to nakaz właściwy naturze ludzkiej, podstawowe prawo człowieka."

Prymasa oburzała już sama debata nad tym, komu przyznać prawo do życia, a komu nie. Uważał, że ludzie próbują postawić się w roli Boga, co nigdy im się nie uda. Mówił:

„Każde tak zwane prawo, które daje komukolwiek możliwość dysponowania i przesądzania o ludzkim życiu, jest bezprawiem. Każdy czyn, który zmierza wprost do zniszczenia i przekreślenia prawa człowieka do życia jest zwykłą zbrodnią.”

Należy przypomnieć warunki, na jakich było możliwe przerywanie ciąży wg ustawy z 1956 r.: władze zezwoliły na zabicie dziecka poczętego w przypadku „wskazań lekarskich”, „trudnych warunków życiowych kobiety ciężarnej” oraz gdy zachodziło „uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku przestępstwa”. Kto choć trochę wie, jak wyglądało życie w PRL, ten domyśla się, że w trudnych warunkach życiowych byli niemal wszyscy. W praktyce umożliwiono zatem aborcję na szeroką skalę. Dobrem prawnie chronionym nie było już „dziecko poczęte”, lecz „stan ciąży”. Przepisy te obowiązywały w Polsce do 1993 r., kiedy to wprowadzono tzw. kompromis aborcyjny. Czytałam dane, które wskazują, że od 1956 r. do 1993 r. dokonano w Polsce nawet 20 milionów aborcji. 

Dziś polscy posłowie mówią często to samo co można było usłyszeć już w 1956 r. Tymczasem Prymas Wyszyński kontrargumentuje: „Matka ma prawo do swego ciała, ale nie ma prawa do poczętego dziecięcia, bo ono jest własnością Boga i narodu. (...)

„Wszelkie działanie przeciwko rozpoczętemu życiu jest zwykłą zbrodnią przeciwko prawom natury! Powstające pod sercem matki nowe życie nie należy do niej. Jest ono własnością nowego człowieka! Nikt nie może bezkarnie pozbawiać życia kształtującej się dopiero istoty ludzkiej, zwłaszcza, że jest ona bezbronna. Musi więc mieć swoich obrońców. Obrońcą jest sam Bóg, który się upomni o to życie…”

Nigdy nie odważę się osądzić żadnej kobiety, jej dramatu i serca, które zna tylko Bóg. Nie pojmuję jednak chłodnych politycznych kalkulacji, na podstawie których można decydować, gdzie życie się zaczyna, a gdzie jeszcze nie.

Czy dziś znajdzie się ktoś, kto jak Prymas Wyszyński odważy się powiedzieć: "NON POSSUMUS!"

"Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo"(Pwt, 30, 19)

Komentarze