Przed beatyfikacją ks. Stanisława Streicha

 Łaciński teolog Tertulian, żyjący na przełomie II i III w. napisał: „Krew męczenników jest nasieniem chrześcijan” („Semen est sanguis christianorum”).
Na krwi wielu męczenników wyrasta wiara i to jakiś przeogromny paradoks, że ci, którzy chcą zniszczyć Kościół, niechcący wzmacniają Go poprzez prześladowania. Już wkrótce - 24 maja - do grona błogosławionych zostanie zaliczony ks. Stanisław Streich, który został w 1938 r. zastrzelony przez fanatycznego komunistę podczas sprawowania mszy świętej.

Jakie będą owoce tej beatyfikacji? Mam wielką nadzieję, że krew kapłana przyniesie nowe, święte powołania kapłańskie. Modlę się o odważnych księży, którzy będą wiernymi uczniami Chrystusa. Na belce tęczowej kaplicy (w starym gmachu) Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu znajduje się napis: Sacerdos et Hostia - Kapłan i Ofiara. Nie ma bowiem kapłana bez ofiary i Ofiary bez Kapłana.


Kim był ks. Stanisław Streich, który już za kilka dni zostanie włączony w poczet błogosławionych? Przyszedł na świat 27 sierpnia 1902 roku w Bydgoszczy. Po maturze przyjęto go do Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu, po ukończeniu którego rozpoczął posługę duszpasterską w parafiach archidiecezji poznańskiej. Po zdaniu egzaminu proboszczowskiego 1 lipca 1933 roku objął parafię w Żabikowie. Od razu podjął starania o wzniesienie w podpoznańskim Luboniu nowego kościoła. To nie spodobało się działaczom komunistycznym, którzy w Luboniu, miejscowości pełnej ludności robotniczej, zaczęli coraz prężniej swoją propagandę. Kościół mieszał im szyki i od początku był na celowniku partii. 

W 1935 roku została erygowana − wyodrębniona z parafii pw. św. Barbary − parafia pw. św. Jana Bosko. Pierwszego października 1935 roku ks. Streich został jej pierwszym proboszczem. Jakim był księdzem? Prostym, cichym, ale przede wszystkim wiernym. Spowiadał, udzielał sakramentów, towarzyszył swoim parafianom, a przy tym dzielnie budował nie tylko kościół jako budynek, ale przede wszystkim Królestwo Boże. Wszystko to sprawiło, że stał się głównym wrogiem komunistów. W związku ze swoją działalnością duszpasterską otrzymywał liczne pogróżki. W 1937 r. do ks. Streicha przyszło wiele anonimów, w których grożono mu śmiercią. Włamano się do kościoła i uszkodzono tabernakulum, napadnięto stróża pilnującego kościół, a nadto nieznani sprawcy obrzucili księdza kamieniami. Ks. Streich żył w wielkim napięciu, po ludzku się bał. Gdy kilka dni przed śmiercią po raz ostatni pojechał do swojej mamy, kobieta próbowała go zatrzymać, przeczuwając grożące mu niebezpieczeństwo, ksiądz powiedział:  „Na co się poświęciłem, to muszę wykonać”.

Ks. Streich wiedział, że spirala nienawiści jest już tak dalece nakręcona, że realnie może obawiać się o swoje życie. Nie uważał jednak, by robił coś nadzwyczajnego, był przekonany, że wykonuje jedynie swoje obowiązki. Mówił za to, że modli się, by Bóg mu pozwolił zasłużyć na świętość, którą w jego mniemaniu mógłby osiągnąć jedynie poprzez dokonanie jakiegoś czynu heroicznego.



W niedzielę 27 lutego 1938 r. ks. Stanisław Streich odprawiał jak zwykle mszę świętą o godz. 10.00. Około pół godziny później wyszedł do zakrystii - i jak nakazywała wówczas liturgia - zdjął ornat i w samej albie skierował się ku ambonie, by wygłosić kazanie. W kościele czekał już na niego morderca, szkolony w Rosji komunista, Wawrzyniec Nowak. Zamachowiec strzelił do księdza dwukrotnie - jedna z kul trafiła ofiarę w twarz, druga utkwiła w Ewangeliarzu. Gdy ksiądz padł na posadzkę, Nowak oddał jeszcze dwa strzały w jego plecy. Według relacji świadków zabójca zaczął wnosić z ambony hasła:  „Niech żyje komunizm!” oraz „Wynoście się z kościoła, to za waszą wolność!” 

W świątyni zapanował zamęt i chaos. Udało się jednak pochwycić zabójcę i ochronić przed linczem, by postawić go przed sądem, który skazał go na karę śmierci przez powieszenie. 

Zbrodnia poruszyła cały kraj, w pogrzebie ks. Streicha uczestniczyły tłumy ludzi. Ksiądz został pochowany przy kościele w Luboniu, którego był pasterzem. Później jednak na długie lata pamięć o jego męczeńskiej śmierci trwała jedynie w sercach ludzi. W kraju rządzonym przez komunistów nie wolno było mówić o śmierci ks. Stanisława i zmieniło się to dopiero po 1989 r. 




Dlaczego dziś tak ważna jest ta beatyfikacja? Co oznacza dla nas ofiara ks. Stanisława Streicha?

W XXI w. propaganda przybiera bardziej wyrafinowane formy - dziś zabija się ducha, znieczula sumienia. Dziś niszczy się Kościół po kawałeczku, ośmiesza duchownych, wykorzystując najrozmaitsze formy manipulacji. Dlatego dziś potrzebujemy odważnych kapłanów, którzy jak ks. Streich będą mówić: ale ja się nie ugnę, muszę być wierny Chrystusowi i Ewangelii. 

Św. Jan Paweł II napisał:
„Jeśli męczeństwo jest najwyższym świadectwem o prawdzie moralnej, do którego stosunkowo nieliczni są wezwani, to istnieje także obowiązek świadectwa, które wszyscy chrześcijanie winni być gotowi składać każdego dnia, nawet za cenę cierpień i wielkich ofiar. Wobec rozlicznych bowiem trudności czy też w najzwyklejszych okolicznościach wymagających wierności ładowi moralnemu, chrześcijanin jest wezwany, z pomocą łaski Bożej wypraszanej na modlitwie, do heroicznego nieraz zaangażowania, wspierany przez cnotę męstwa, dzięki której może nawet ‘kochać trudności tego świata w nadziei wiecznej nagrody’” 

Czy nie nadszedł ten czas, o którym mówi Jan Paweł II? Czy każdy z nas nie jest dzisiaj obowiązany do złożenia świadectwa nawet za cenę wyśmiania, drwin, a nierzadko osobistych poświęceń? Gdy tak trudno jest nam nieraz wybrać, za czym lub za kim się opowiedzieć, spójrzmy wtedy na postać ks. Stanisława Streicha, bł. ks. Jerzego Popiełuszki czy bł. Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Oni się nie bali, bo siłę odnaleźli w Bożej mocy. 

„Największym brakiem apostoła jest lęk" – zapisał Prymas Stefan Wyszyński w „Zapiskach więziennych”. Myśl tę rozwija Jan Paweł II w książce "Wstańcie, chodźmy":
"Każdy, kto milknie wobec nieprzyjaciół sprawy, rozzuchwala ich. Lęk apostoła jest pierwszym sprzymierzeńcem nieprzyjaciół sprawy. „Zmusić do milczenia przez lęk” – to pierwsze zadanie strategii bezbożniczej. Terror, stosowany przez wszystkie dyktatury, obliczony jest na lękliwość apostołów."

Po co Kościół daje nam świętych i błogosławionych? Po co daje nam ks. Stanisława Streicha? By pokazać, że oni też się bali - jak Chrystus, który pocił się krwią w Ogrójcu. Ale "doskonała miłość usuwa lęk" i tylko bez lęku możemy stanąć w prawdzie. 

Komentarze

Prześlij komentarz