O lęku z Ogrójca - „Ostatnia na szafocie” Gertrud von le Fort

 Czuję się do głębi poruszona lekturą tej niepozornej noweli katolickiej pisarki niemieckiej Gertrud von le Fort. Jestem przeniknięta wymową tej książki, tak jak może tylko przenikać prawda, jak może poruszać to, że coś się zrozumiało, coś się złożyło w całość i teraz to piękno obezwładnia, poraża i dotyka najtajniejsze zakątki duszy. 


"Ostatnia na szafocie" to nowela, która przenosi czytelnika do czasów rewolucji francuskiej, gdzie pozornie piękne i wzniosłe idee, takie jak wolność, równość i braterstwo, wyzwoliły z tłumu najbardziej podłe instynkty. Motyw tłumu przywołuje od razu na myśl tę masę ludzi, która pośród wyzwisk i bluźnierstw odprowadzała Chrystusa na Golgotę. Nie jest to jednak jedyne skojarzenie ze Zbawicielem, bo tak naprawdę chwilami Francja zamienia się na kartach noweli w Ogród Getsemani, gdy na scenę wchodzi tak bardzo ludzki, obezwładniający strach, który może wywołać krwawy pot, ale i popchnąć człowieka do rzeczy ostatecznych.

Gertrud von le Fort po mistrzowsku kreśli sylwetki kobiet, skupiając się na dwóch z nich - małej Blance oraz siostrze Marii od Wcielenia. Obie bohaterki są siostrami zakonnymi, jak się wydaje - skrajnie różnymi. Słabość i siła, iskierka i płomień, podmuch i wicher. Jednak w perspektywie Bożej wszystko, co ludzkie nabiera nagle zupełnie innego wymiaru. 



Postać małej Blanki pokazuje nam, jak słaby i mały jest człowiek, a jak wielki może się stać, jeśli naprawdę zawierzy Bogu. Paradoksalnie bowiem, klamrą kompozycyjną noweli nie jest ani męczeństwo ani ofiara, lecz pokora. Człowiek, który staje wobec Boga może zgodzić się na Jego plan lub go odrzucić, szamotać się i walczyć, a jednak sam nigdy niczego nie osiągnie.

Jak mówi narrator "Wielkie zdziwienie budzi niezłomność ludzi, gdy tylko zbliża się godzina męczeństwa, nigdy więcej nie odważę się przepowiadać, kto będzie słaby, a kto silny."

Podczas czytania tej noweli pewnie niejedna osoba, jak ja, wpadnie w pułapkę własnych przypuszczeń i osądów. Tymczasem autorka pokazuje nam, że trzeba uczyć się patrzeć na drugiego człowieka oczami Boga.

Bohaterem drugiego planu w tej książce jest strach, dlatego jest to wspaniała lektura na czas Wielkiego Postu, ponieważ pozwala choć trochę zrozumieć, jak mógł czuć się Chrystus w Ogrodzie Oliwnym. Wielkie przerażenie, tak bardzo ludzki lęk w obliczu śmierci. Strach przed bólem, przed tym, co nieznane, a nierzadko po prostu przed życiem jest wpisany w nasze człowieczeństwo, jest elementem tej ludzkiej natury, jaką przyjął Chrystus. Obrazuje go historia małej Blanki, która bała się samej siebie, ciągle uciekała, aż wreszcie w chwili ostatecznej próby po prostu złapała Chrystusa za rękę, a On wyzwolił ją od strachu.
Jak mówi jedna z sióstr: 
"Co rozumiesz przez słowo strach?
Czego mamy się bać, jeśli nie tego, że możemy nie podobać się Chrystusowi?"

My, współcześni czytelnicy, możemy czerpać z tego naukę dla siebie. Nie strach jest problemem, bo to ludzka reakcja, której nie musimy się wstydzić. Dopiero to, co robimy z tym lękiem, mówi prawdę o nas samych. Czy pozwalamy mu kierować naszym życiem, obezwładniać nas, czy potrafimy oddać go Bogu, który nawet z czegoś tak słabego potrafi stworzyć piękno i dobro. I wreszcie - czego się boimy? Czy tego, co inni o nas powiedzą? Czy lękamy się oceny, wyśmiania, odrzucenia? Dobrze wiemy, że dziś przecież zabić można nie tylko fizycznie, ale także słowem - hejtem, prowokacją. Czy jednak uczeń Chrystusa nie naśladuje swojego mistrza?


Z wielką fascynacją przyglądałam się Siostrze Marii od Wcielenia - jej postać ma pokazywać nam potrzebę pokory i całkowitego oddania się Bogu - nie według naszych, ale według Jego zasad. Siostra Maria, choć wydawałoby się szlachetna, heroiczna, nie ustrzegła się jednak pychy, która grozi każdemu z nas. Przyszło jej bowiem złożyć "ofiarę rezygnacji ze złożenia ofiary", co sprawiło, że "poddała się życiu, jakby stanowiło ono ciężką pokutę."
Bł. Prymas Stefan Wyszyński powiedział: "Trudniej jest niekiedy żyć dla ojczyzny. Można w bohaterskim odruchu oddać swoje życie na polu walki, ale to trwa krótko. Większym niekiedy bohaterstwem jest żyć, trwać, wytrzymać całe lata..."

Długo będę miała przed oczami szafot na francuskim Placu Rewolucji, a w uszach niknące już Veni Creator. Są one symbolem tego, że świat bez Boga dąży do samounicestwienia. Nasze decyzje podejmowane bez woli Bożej nigdy nie mają nas uświęcić, a raczej będą źródłem chaosu, który doprowadzi nas na skraj rozpaczy. Za dużo bowiem wokół nas wiary w wiarę, a za mało Boga, który sam wystarczy. Cóż bowiem jeśli "człowieczeństwo samo w sobie nie wystarcza, nie wystarcza nawet jako ofiara człowieka"? Trzeba nam nie tylko uwierzyć w Boga, ale uwierzyć Bogu. Choćbym była - według swego uznania - najbardziej pobożną i wierzącą osobą - to właśnie ja muszę się nawrócić i dla mnie są te kolejne dni Wielkiego Postu.

Na koniec z całego serca dziękuję Annie Maternowskiej - Frasunkiewicz, niestrudzonej tłumaczce tej i innych dzieł Gertrud von le Fort i założycielce Wydawnictwa Ancilla - za to, jakie poruszenia duszy są możliwe dzięki Jej udziałowi. Niech dobry Bóg wynagrodzi Jej ten trud.

________________________________________________
Tekst na podstawie: Gertrud von le Fort, "Ostatnia na szafocie", wyd.  Ancilla, Poznań 2025.
Książka dostępna w sprzedaży tutaj: "Ostatnia na szafocie"

Komentarze