„Do młodych trzeba iść z otwartym sercem”- salezjańska droga abp Antoniego Baraniaka


Kiedy myślimy o arcybiskupie Antonim Baraniaku mamy przed oczyma przede wszystkim Jego niezłomną postawę w więzieniu na Rakowieckiej, oddaną pracę na rzecz Prymasa Hlonda, a następnie Prymasa Wyszyńskiego - a wreszcie posługę Arcybiskupa metropolity poznańskiego. Niewielu jednak wie, że Arcybiskup wywodzi się z rodziny salezjańskiej i duch św. Jana Bosko towarzyszył mu przez całe życie. 



13-letni Antoni dzięki staraniom swojego chrzestnego został wysłany do zakładu im ks. Bosko w odległym Oświęcimiu. Dlaczego akurat tam? Szkoła, do której trafił Antoni była już wtedy szeroko znana nie tylko w Galicji, ale i na ziemiach polskich znajdujących się pod zaborem pruskim. Salezjańską szkołę określano mianem „reduty polskości”, a młodzież wychowywano tam na „dobrych chrześcijan i prawych obywateli”- jak mawiał założyciel zgromadzenia św. Jan Bosko. Salezjanie nie tylko kształcili młodych ludzi, ale również formowali ich sumienia w duchu patriotyzmu. Razem z kolegami Antoni brał udział w świętowaniu odzyskania niepodległości, a jednym z jego elementów było uroczyste spotkanie młodzieży z gen. Józefem Hallerem.  

Właśnie w placówce w Oświęcimiu Antoni zafascynował się duchowością św. Jana Bosko, co zaowocowało powołaniem do zgromadzenia salezjańskiego. Był wierny wybranej drodze przez całe swoje kapłańskie życie, gdyż jako program swojej pracy apostolskiej oraz zawołanie biskupie wybrał motto ks. Bosko: „Da mihi animus, caetera tolle” - Daj mi duszę, resztę zabierz. 

Kiedy Antoni skończył 16 lat wstąpił do nowicjatu Towarzystwa Salezjańskiego w Kleczy Dolnej koło Wadowic. Na zakończenie formacji o przyszłym arcybiskupie napisano: „Zdolności dobre i pilny w nauce. Charakter zrównoważony, pogodny, myśli i sądzi poważnie, roztropnie i spostrzegawczy, szczery, pobożny, posłuszny, sumienny i gorliwy. Nie przeszedł jeszcze szkoły zawodów i cierpień i jeśli ją przejdzie dobrze i zachowa dobrego ducha, stanie się prawdziwą pociechą naszego Zgromadzenia.”

Nikt chyba nie przypuszczał, jaką szkołę cierpień przyjdzie znieść Antoniemu i jak istotną rolę w sposobie przetrwania tych trudów odegra odebrane wychowanie salezjańskie. 


W 2022 r. ukazało się obszerne opracowanie autorstwa Jarosława Wąsowicza pt. „ Defensor Ecclesiae. Arcybiskup Antoni Baraniak 1904-1977. Salezjańskie koleje życia i posługi metropolity poznańskiego.” Patronat nad książką objął Instytut Pamięci Narodowej. Autor w sposób bardzo rzetelny przedstawia historię Arcybiskupa Baraniaka od Jego najmłodszych lat aż po kres posługi ziemskiej, a klamrą kompozycyjną całego życia Arcybiskupa okazuje się być właśnie duchowość salezjańska. Od początkowej formacji w zgromadzeniu salezjańskim, przez praktykę duszpastersko - wychowawczą wykształciła się w duszy przyszłego Arcybiskupa szczególna wrażliwość na ukształtowanie młodego pokolenia. Jako sekretarz wielkich Prymasów Polski, mimo licznych obowiązków, starał się znajdować czas na odwiedziny domów salezjańskich. Chociaż po konsekracji biskupiej w 1951 r. ks. Antoni Baraniak przestał być formalnie członkiem Towarzystwa św. Franciszka Salezego, to nie ma wątpliwości, że rodzina salezjańska pozostała mu bliska do końca życia. W niezwykły i heroiczny sposób ta łączność ze współbraćmi została potwierdzona podczas uwięzienia w areszcie przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Po zwolnieniu z więzienia, po długich miesiącach brutalnego śledztwa bp Antoni Baraniak został przewieziony do domu salezjanskiego w Marszałkach, gdzie otoczono Go troskliwą opieką. Jeden z pierwszych listow, jaki mógł wysłać, został zaadresowany do przełożonego salezjańskiej inspektorii pw św. Jacka w Krakowie, do której przynależał dom w Marszałkach. Bp Baraniak dziękował w nim za gościnne przyjęcie, choć okazał się niezapowiedzianym gościem. Cała rodzina salezjańska z wielką ulgą przyjęła wieść o uwolnieniu bp Baraniaka, w kaplicach śpiewano uroczyste Te Deum.  


Urzekły mnie słowa ks Prymasa Wyszyńskiego o biskupie Baraniaku: 

„Jak bardzo biskup Antoni pamiętał o tym, że był zakonnikiem, świadczy jego stosunek do władz zakonnych, jego nieustanne kontaktowanie się z przełożonymi salezjańskimi oraz z różnymi instytucjami zgromadzenia. Będąc arcybiskupem poznańskim i metropolitą, nie zapomniał nigdy o tym, że jest synem świętego Jana Bosko. Piękna to cecha, świadcząca o niezwykłej wierności raz przyjętym zobowiązaniom i ślubom.”

Moje życie tak się ułożyło, że bardzo często przychodzę na modlitwę, Eucharystię i do spowiedzi do kościoła na poznańskich Winogradach. Ze wzruszeniem myślę o tym, że to arcybiskup Baraniak wspierał salezjanów w zdobyciu odpowiednich środków na budowę tego kościoła. 1 lutego 1976r. Arcybiskup Baraniak dokonał uroczystego wprowadzenia relikwii ks. Bosko do nowej wspólnoty parafialnej oraz poświęcenia obrazu świętego i kamienia węgielnego. Były to jednak trudne czasy komunizmu, a władze nie chciały wydać zgody na budowę nowej świątyni. Arcybiskup Baraniak ofiarował wówczas Winogrady wstawiennictwu św. Jana Bosko. Choć sam nie doczekał wybudowania nowej świątyni, to jego modlitwy zostały wysłuchane. 

Co oznacza, że Arcybiskup żył duchowością salezjańską? Jak ten cichy, skromny człowiek, który przeszedł przez brutalne tortury fizyczne i psychiczne, znalazł w sobie siłę, by powrócić do pracy dla Kościoła? Bez wsparcia psychologicznego, bez terapii, niemal z marszu? Prymas Wyszyński mówił podczas homilii na Jego pogrzebie, że nigdy nie wrócił do pełnej sprawności psychofizycznej… Skąd zatem ta moc, dzięki której podejmował się ofiarnych działań na rzecz wiernych? 

Arcybiskup pisał w liście do przyjaciela w 1957 r.

„Uświadomić sobie musimy wszyscy, że dla naszego apostolstwa wychowawczego nie ma złych lub dobrych czasów. Są tylko czasy, które od kapłanów wymagają większej heroiczności w odwadze, zaparcia się w pracy, roztropności w postępowaniu, ale każdy czas jest bardzo stosowny dla wypełnienia misji świętej danej przez Boga. Nasze salezjańskie pierwsze i najważniejsze pole pracy to rzesze młodzieży, które dzisiaj więcej niż kiedykolwiek potrzebują światłych, gorliwością i miłością owianych opiekunów.” 

Co dziś powiedziałby nam Arcybiskup na nasze czasy? Jak zareagowałby na to, jak wychowuje się młodzież? Jak kształci się nowe pokolenie? Może powtórzyłby, że dla tej idei nie ma lepszych i złych czasów. I poleciłby wziąć się do pracy - bardziej niż kiedykolwiek. 

Cdn.

Komentarze