"Życie tylko wtedy jest coś warte, jeśli jest służbą" - biografia bł. Anieli Salawy

Gdy zaczynałam czytać biografię bł. Anieli Salawy, wiedziałam o niej zaledwie kilka frazesów. Ot, proste fakty z jej życia, dwa cytaty... Tymczasem dzięki książce Alberta Wojtczaka OFMConv, wydanej staraniem wydawnictwa "Bratni Zew", poznałam kobietę absolutnie wyjątkową, która zafascynowała mnie bez reszty tym, jak w swoim życiu ucieleśniła heroizm cnót i wypełniła sobą testament Jana Bytnara "Rudego": "Życie tylko wtedy jest coś warte, jeśli jest służbą."

Św. Jan Paweł II napisał "Pieśń o słońcu niewyczerpanym", w której umieścił takie słowa:
"Jeśli miłość największa w prostocie,
a pragnienie najprostsze w tęsknocie,
więc nie dziw, że pragnął Bóg,
aby najprostsi Go przyjęli,
ci, którzy duszę mają z bieli,
a dla miłości swej nie znają słów."

Jakże w tych słowach wiele prawdy o życiu Anieli Salawy! Kimże była ona po ludzku? Najpierw najmłodszym z dziesięciorga rodzeństwa z bardzo biednej wiejskiej rodziny. Odchodząca głodna od stołu, zbyt słaba, by pomagać w polu, mówiła potem o sobie: "Byłam w domu - jak ten grat rozbity, porzucona w kącie. Ale Pan Jezus przyszedł do mnie pewnego dnia, popatrzał z litością na mnie i pomyślał sobie: A może by co było jeszcze z pobitego grata?"
Aniela była służącą - jak podkreśla autor - najniższą w hierarchii społecznej. Pokazała jednak, że z prostej służby uczynić można drogę do świętości.
 Jak mawiała: "W każdych warunkach życia ziemskiego zbawić się można - trzeba tylko chcieć."

Czytając o Anieli myślałam, że przecież każdy z nas ma jakieś życiowe powołanie, jakąś służbę. Może, a wręcz powinien wykonywać ją z największym oddaniem, z miłością, całym sobą i to może być nasze codzienne dążenie do zbawienia. W biografii wskazano bowiem: "Nawet kanonizowani święci w Kościele katolickim nie przez to się zbawili, że dokonali tyle nadzwyczajnych czynów albo że podziwiamy w nich wyjątkowy stopień wspaniałego heroizmu, ale dlatego, że w swym życiu codziennym zawsze i we wszystkich szczegółach swego postępowania, nawet w tych najmniejszych, najbardziej niepozornych, starali się wypełnić przede wszystkim Boże prawo, przykazania, że umieli życie swe dostosować do woli Bożej."
Taki jest - moim zdaniem -testament bł. Anieli, który jest przeznaczony dla każdego z nas.




Anielka urzekła mnie wieloma cnotami, m.in. bliskie mi było jej wielkie umiłowanie do książek. Mimo ukończonych zaledwie dwóch klas szkoły i bardzo mizernego wykształcenia, kobieta zaczytywała się wręcz w dziełach literatury mistycznej. Nie bacząc na niewielkie zarobki starała się kupować książki i budować własną biblioteczkę, robiła też obszerne notatki z lektur. Zwierzyła się koleżankom, że gdyby wybuchła wojna i mogła zabrać jedną tylko rzecz - byłaby to książka o św. Katarzynie Genueńskiej.

Ogromne wrażenie zrobiło na mnie jej podejście do wyglądu zewnętrznego. Biograf podkreśla, że miała krótki epizod, w którym chciała się podobać innym, lecz po śmierci swej ukochanej siostry Teresy, Aniela całkowicie odmieniła się wewnętrznie. Choć do końca życia bardzo dbała o wygląd zewnętrzny, nie było to podyktowane próżnością - lecz "było wynikiem przeświadczenia, że dla Boga ma być piękna nie tylko dusza, nie tylko serce, ale także ciało wraz ze strojem, który je zdobi." 
Gdy jej zarzucano, że jak na służącą, zanadto się stroi, odpowiadała: "Tak właśnie ma wyglądać osoba, którą zdobi łaska uświęcająca, ładnie ma się ubierać dziewczyna, która Boga kocha."

Błogosławiona Aniela całą sobą uzewnętrzniała heroizm cnót - dopóki miała siły, pomagała innym materialnie i duchowo. Równo traktowała rannych polskich żołnierzy i jeńców wojennych, bogatych przełożonych i ubogie koleżanki służące. Miała w sobie tak wiele światła, empatii i dobra, że nawet rano wychodząc na roraty, owijała trzewiki szmatami, aby nie zbudzić swojej pani, u której pracowała. Choć była niezwykłym przykładem żywej wiary, w kościele starała się ukryć, klęczała za filarem, by nikt jej nie dostrzegł. Nie podpierała się przy tym, będąc wyprostowaną przez długie godziny modlitw, choć miała chory kręgosłup. 


Szła codziennymi drogami służby, a także mistycyzmu i kontemplacji. Bóg powoli przygotowywał jej duszę do większych wyrzeczeń i cierpień za grzeszników, czego ona gorąco pragnęła. Z wielką pokorą znosiła ogromne upokorzenia od złośliwych ludzi, którzy doprowadzili do tego, że po latach jej stały spowiednik nie tylko odmówił jej dalszej posługi, ale na oczach wszystkich zebranych, wypędził ją od konfesjonału. Zdarzyło się, że została spoliczkowana zaraz po spowiedzi. Dobrowolnie brała na siebie cierpienia innych, o co modliła się, a Bóg wysłuchiwał jej próśb. Po 11 latach służby wyrzucono ją z dnia na dzień ze służby, której oddała całe serce. Nawet własna matka wydziedziczyła ją, sądząc, że skoro jest uduchowiona, niczego w życiu jej nie potrzeba.
W ostatnich latach życia nie miała środków utrzymania, sił do pracy, była dotknięta ogromnym cierpieniem i krzyżem niemal nie do uniesienia. Mimo to, pozostała wierną Bogu, swojej wierze i wartościom chrześcijańskim.

Warto kilka słów poświęcić samej książce - autor, franciszkanin urodzony w 1907 r., pisał ją po 1948r. Dzięki temu zyskała niepowtarzalny styl, bliski samej bohaterce, piękny, szlachetny język polski -czytało się ją z ogromną przyjemnością. Autor korzystał z rozlicznych źródeł, wymienionych na końcu, głównie z "Dziennika", wypowiedzi złożonych pod przysięgą w trakcie procesu beatyfikacyjnego, a także wspomnień, zachowanych notatek i słów osób, które znały przyszłą błogosławioną. 
Uważam, że jest to biografia niezwykła - godna osoby, o której ją napisano.


Postać Anieli wywarła na mnie wrażenie trudne do opisania. Za piękną twarzą, nienagannie ubraną wyprostowaną sylwetką, kryje się prawdziwy Anioł, święta - jak o niej mówiono jeszcze za życia. Po lekturze tej biografii poczułam się najpierw bardzo zawstydzona, widząc swoją groteskową wręcz małość w zderzeniu z wielkością prostej dziewczyny z Sieprawia. Z czasem jednak zrozumiałam, że Bóg po to daje nam świętych, błogosławionych, abyśmy mieli, kim się inspirować, z kogo czerpać wzór- każdy na swoją miarę, lecz konsekwentnie. 

Tymczasem Anielka chciała być przezroczysta- "Rozkoszą moją było zaszyć się w jakiś zakątek świątyni, gdzie przez nikogo niedostrzeżona mogłam wylewać moją duszę przed Panem."
Jakże kontrastuje to ze światem współczesnym, który krzyczy, chce być ciągle widoczny, podziwiany - za rzeczy, które właściwie nie mają najmniejszego nawet znaczenia. Właśnie w tym świecie potrzeba nam takich Anielek, które pokażą nam, jak spieszyć się do nieba - choćby "pomalućku."

_______________________________________________

Tekst napisany na podstawie lektury książki Alberta Wojtczaka OFMConv pt. "Aniela Salawa", Wydawnictwo Franciszkanów Bratni Zew, Kraków 2022


Komentarze