Trzy zimy bł. kard. S. Wyszyńskiego
Stałam wczoraj długo na dworcu kolejowym w oczekiwaniu na spóźniony pociąg. Próbowałam rozgrzać zmarznięte, mimo rękawiczek, dłonie. Moje myśli powędrowały wtedy do trzech, chyba najtrudniejszych, zim w życiu ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego, który w latach 1953-1956 r. był uwięziony - najpierw w Rywałdzie k. Grudziądza, potem w Stoczku Warmińskim, Prudniku Śląskim, a na koniec - w Komańczy. Pasterz, który był więziony za swój lud. Choć komuniści nie odważyli się podnieść na Niego ręki, to jednak formy nękania fizycznego i psychicznego przybrały bardziej wyrafinowane, okrutne formy.
Jeśli ktoś chciałby poznać bliżej ks. Prymasa, niech odłoży na początku wszystkie inne książki i sięgnie po "Zapiski więzienne". Książka ta stanowi zbiór notatek, refleksji, osobistych przemyśleń, zapisywanych przez ks. Prymasa od momentu Jego uwięzienia aż po dzień uwolnienia. Te słowa mówią wszystko o postaci Kardynała Wyszyńskiego, o potędze Jego ducha, która w całości oparta była na fundamencie zawierzenia Matce Najświętszej. Wracam do nich bardzo często, mam w domu dwa wydania - współczesne oraz z 1982 r. (na zdjęciach), opublikowane w Paryżu, rok po śmierci ks. Prymasa, gdy Polska była pogrążona w mrokach stanu wojennego.
Jakie były wyjątkowe formy dręczenia ks. Prymasa? Po pierwsze były to wybiórcze, wyrywkowe zezwolenia na prowadzenie przez Niego korespondencji, nawet z najbliższą rodziną. W pierwszą wigilię w więzieniu, 24 grudnia 1953 r., ks. Prymas pisze:
"Listu od Ojca na święta nie otrzymałem, choć trudno mi to sobie wyobrazić, by paczka wręczona była bez listu. Ale tę chęć okazania mi swej przewagi wybaczam swoim opiekunom. Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził."
Miesiącami odmawiano ks. Prymasowi dostarczenia książek, o które prosił. Gdy książki wreszcie doszły, nie pozwolono na wręczenie Mu wszystkich ze sporządzonej listy.
Kard. Wyszyński był pilnowany tak znakomicie, jakby był najwyższej klasy rabusiem, który zdoła się wymknąć przez najmniejszą szczelinę.
W Stoczku Warmińskim ks. Prymasowi przydzielono "do towarzystwa" księdza oraz zakonnicę - ks. Stanisław Skorodecki, pseudonim "Krystyna", oraz siostrę Maria Leonia Graczyk, pseudonim "Ptaszyńska". Oboje byli więźniami politycznymi, ale zostali zwerbowani do współpracy przez SB i mieli za zadanie donosić władzy na Prymasa. W Instytucie Pamięci Narodowej zachowały się donosy obojga, w tym aż dziesięć tomów rękopisów księdza Skorodeckiego
Ks. Prymas domyślał się, jaka jest rola jego towarzyszy, jednak przez cały czas - nawet po uwolnieniu, traktował ich jak swoich serdecznych przyjaciół.
"Piece były zrujnowane i wypalone: kanały położono poziomo. Piece dymiły z zasady; u siostry nie można było wcale palić, przesiedziała niemal całą zimę w pokoju nieogrzewanym (...) Niesamowicie marzły ręce i nogi. Nie pomogło nawet owijanie się pledem. Podobne kłopoty były w łazience, gdzie stary piec nie dał się rozpalić, przez długi czas trzeba było się myć w zimnej łazience. (...)
W takich warunkach zacząłem odczuwać różne dolegliwości. Nóg nie mogłem rozgrzać nawet w ciągu nocy. Ręce mi popuchły. Podobnie oczy mi zapuchły. Odczuwałem wielki ból w okolicy nerek i w całej jamie brzusznej. Każdego dnia przechodziłem bóle głowy."
Pomimo tak trudnych warunków, ks. Prymas od początku narzucił sobie i swoim współtowarzyszom niewoli żelazną dyscyplinę. Rozpisał sobie plan dnia, w którym uwzględnił czas na pracę, lekturę, spacer, a przede wszystkim - modlitwę. Na ścianach rozrysował samodzielnie stacje drogi krzyżowej, którą niestrudzenie odprawiał. Wykazywał się wielkim heroizmem, zawierzając całe swoje życie Maryi i oddając Jej za Kościół w Polsce.
Wiele jednak kosztowało to ks. Prymasa. Swoje chwile trudności ubiera w słowa, które rozrywają serce czytelnika:
"Rodzę w duszy kamienie tak ciężkie, że nie zdołam utrzymać tego owocu żywota mego. Zrzucam je więc do stóp Twoich, Matko, może po drodze z tych głazów zdołasz doprowadzić mnie do Syna- Drogi. Nie chciał Syn Twój zamienić kamieni w chleb. Bo łatwiej dojść do Syna po skalistej drodze, niż po drodze wymoszczonej bochnami..."
Rozterki, jakie targały ks. Prymasem za każdym razem pomagały Mu jeszcze bardziej zaufać, jeszcze głębiej zawierzyć, nie szukać sensu, powodu, lecz oddawać wszystko Maryi. Dzięki temu właśnie trzyletnie więzienie uzdolniło ks. Prymasa do jeszcze gorliwszej pracy na rzecz polskiego Kościoła i przeprowadzenia Go suchą stopą przez Morze - jakże Czerwone.
Kiedy więc w życiu spotykają nas trudności, dotykają cierpienia, może nie warto pytać Boga o przyczynę, ale wzorem bł. kard. Stefana Wyszyńskiego szukać w nich wzrostu dla nas samych.
"Gdybyś nawet nie miał dla mnie, Ojcze Najlepszy, nic więcej jak kamień rzucony złośliwą ręką, pragnę go przyjąć jak największą łaskę Twoją, pragnę go ucałować, aby - jak świętemu Szczepanowi - wydał mi się słodki.
I gdybyś nawet nie miał dla mnie, Ojcze Miłości, żadnego słowa dobrego, tylko obelgę nieprzyjaciół krzyża, tylko potwarz i szyderstwo - to jeszcze pragnę uznać to za łaskę, na którą jedynie zdolny jestem sobie zasłużyć..."
Mam teraz ciężki czas w pracy, ostatnie pół roku dało mi w kość. W tym czasie karmiłam się słowami Kardynała Wyszyńskiego ,bardzo mi pomagały trwać w tych moich trudnościach by nie odpuścić i nie ulec bylejakości. Jestem teraz na rozdrożu, ale to Kardynał mi pokazał by swoje życie powierzyć Matce Bożej i wtedy cokolwiek się wydarzy będzie miało sens.
OdpowiedzUsuń